Doszliśmy już do pewnych wniosków. Że między innymi trudno zdefiniować „normalność”, trudno nawet podać jej wyznaczniki. Jest to sprawa bardzo indywidualna i skrajnie subiektywna. Że po okresach trwałego spokoju i sytości, które zwykliśmy z nią utożsamiać, tęsknimy za czymś nowym i …nieokiełznanym. A potem wystraszeni zmianami i powywracaniem do góry nogami naszego życia znowu zaczynamy o niej snuć marzenia…
Jednak używamy tego słowa. Pomaga nam ono w tysiącach sytuacji. Mało tego… Może nawet posłużyć jako atak na ludzi, z których poglądami się nie zgadzamy. Czyż nie zdażyło się każdemu z nas określić kogoś jako „nienormalnego” albo przynajmniej „odchodzącego od zmysłów” bądź „stukniętego”? Oczywiście pomijam tu emocje dotyczące naszego życia codziennego i rozmów z najbliższymi;-) Ale czasami zdarza się nam tak nazwać po prostu kogoś, kto nie wpasowuje się w nasz poglądowy stereotyp. Pomijając fakt, że jest to już tzw argumentum ad personam i w dyskusji przechodzimy z poglądów na osobę (o której czasami bardzo mało wiemy). Obnaża to również słabość naszej argumentacji, bo dokonujemy specyficznego „skrótu”, może nawet podpartego ukrywanymi kompleksami. Nie muszę tu nawet podawać przykładów, kto kogo nazywa „nienormalnym”, bo jest ich wokół nas całe mnóstwo…
Pod ostatnim wpisem w komentarzu polakadogórynogami@ pojawiło się nawiązanie do „Czarodziejskiej Góry” Tomasza Manna. Przypomina mi się tamtejszy ważny wątek dyskusji między humanistą Settembrinim a klerykałem Naphty. Walczą oni o „duszę” Castropa. Taka sytuacja jest bardzo częsta w literaturze. Młody człowiek musi w jakiś sposób określić, co w jego przyszłym życiu będzie „normalne” a co „nienormalne”. Oczywiście nie dzieje się to w jednej chwili, zwykle trzeba na to całych lat. Można powiedzieć, że zazwyczaj w książkach opis tego jest bardzo esencjonalny i pełen metafor. Przesuwa się przed nami jak w kalejdoskopie mnóstwo obrazów, słów, analogii… I sami dajemy się wciągnąć w książkowy scenariusz. Stajemy się Hansem Castropem czy Iwanem Bezdomnym z Mistrza i Małgorzaty. I w jakiś sposób walka dotyczy też i naszej „duszy”;-)
Może jednak warto się czasami głębiej zastanowić niż od razu nazwać kogoś „nienormalnym”… Nawet dla naszego osobistego dobra;-)
Pozdrawiam
Ceramik
Tak sobie pomyślałam, że określenie ” nienormalny(a) może bierze się z tego, że za osobę nienormalną uważa się osobę chorą psychicznie. I takich osób się boimy. I kiedy spotykamy się z jakąś sytuacją w której przeważają złe emocje że strachu często mówimy:
– To jest nienormalne.
– To wariat.
Bo to zaburza właśnie ten nasz normalny świat. Usciski Ceramiku.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Podobno psychiatrzy apelują, że trzeba zmienić etykę języka wobec osób chorych psychiczne. I stanowczo nie używać słów takich jak „wariat” czy „nienormalny”;-) Ale przecież zostało to w użyciu języka potocznego;-) Oczywiście masz rację, że może brać się to ze strachu (i innych emocji)… Ale równie dobrze i z niezrozumienia innych… Dzisiaj zresztą bardzo trudno określić „normalność”. Niedawno przecież pisałem o „wokeness” i teorii, że osoby białe, heteroseksualne i cispłciowe nie są mile widziane w niektórych klubach a nawet całych dzielnicach. To odwrócenie sytuacji, że za „nienormalnych” uważa się homoseksualistów (i ten pogląd pokutuje w niektórych środowiskach) Norma stała się umową danej kultury, grupy ludzi i równie dobrze może być dla innych jej zaprzeczeniem;-)
Odwzajemniam uściski.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wychodzi na to ze człowiek powinien więcej chować w sobie i gryz się w język…dla dobra innych j swojego,)))
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ostrożność w tym przypadku może być wskazana;-) Zwłaszcza gdy trafiamy do obcego środowiska;-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zgadza się, ale co z tego wynika?
Zamykajmy się coraz bardziej i bardziej w swojej bańce, jedynym miejscu gdzie wszystko jest „normalne”.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
No właśnie… Na pewno w jakiś sposób tłamszona jest spontaniczność… Nie pozwalamy sobie na wszystko… A właściwie zamykamy się w sobie.
PolubieniePolubienie