“Are you happy? “ – pytał codziennie kucharz smarzący omlety i sadzone jajka w Varadero. Najbardziej smętne niemieckie i kanadyjskie gęby przynajmniej na chwilę przybierały weselszy image. Widziałem, że niektórzy po tygodniu nie wytrzymymywali i rzucali jakimś niesmacznym mięsem. Ja zaś za pierwszym razem zbaraniałem i zaniemówiłem a później zawsze pytałem “And you?”. Otrzymywałem zapewnienie, że Kubańczyk zawsze jest szczęśliwy:-)
Na czym polega ten latynoski fenomen? Podejrzewam, że po pierwsze nie biorą siebie samych, a zwłaszcza innych ludzi wokół i przeróżnych, nawet niekomfortowych sytuacji zbyt serio. Mają do tego ogromny dystans.
Taka sytuacja… Kanadyjski emeryt bierze butelkę z ketchupem i nieopacznie wylewa całą zawartość na talerz z wędliną i na cały stół (trzeba uważać, bo wszelkie kubańskie sosy są straszliwie rzadkie). Woła kelnera machając rękami. Ten spokojnie podchodzi, wyciera stół i zabiera talerz. Odchodząc uśmiecha się do nas i wywraca oczami, dając do zrozumienia, co myśli o całej sytuacji. Może tak zareagował, bo nas już poznał i nieraz się z nami przekomarzał. Myślę, że jednak to coś więcej. Brak w tym wszystkim typowego europejskiego nadęcia.
Oczywiście ten latynoski spontan ma też swoje minusy. Ale o tym może jutro.
By sobie nie psuć humoru… Europejskiego:-)
Pozdrawiam
Ceramik
Pracowałam w sklepie spożywczym, latem, w pewnym nadmorskim kurorcie. Ci, którzy robili u mnie zakupy – byli głównie z Warszawy, Poznania i Katowic. Podczas, gdy ja rezygnowałam z wakacji, by zarobić na szkołę – oni przyjeżdżali odpocząć. Jak myślisz – kto był bardziej szczęśliwy? Ja, czy oni? Oczywiście, że ja 🙂 Nie przeszkadzało mi, że wieje, że zimna woda, że za gorąco, że nie ma mleka 2% i że za dziadkiem zawsze ciągnie się wnuczka wysłana przez babcię i nie ma jak wypić setki przed śniadaniem.
Ale ale! teraz sobie przypomniałam inną sytuację – kiedy pracowałam w banku. Po wielu trudach udało mi się udzielić klientowi dużego kredytu. Duże pieniądze, duże zabezpieczenie i jeszcze większy stres. Przyjechał na umówioną godzinę podpisać papiery i tupał nogami z niecierpliwości – bo miał zapakowane auto na wyjazd na narty. Jak myślisz – kto wówczas był bardziej szczęśliwy? Jasne, ze on. Ja zostałam z tym obciążeniem psychicznym, bo ja nawet do udzielanych kredytów podchodziłam emocjonalnie :)))) Czy mu się uda spłacić, czy rozwinie skrzydła, czy go to nie przygniecie….
PolubieniePolubienie
A więc jesteś kobietą, która „żadnej pracy się nie boi”? 🙂 Stąd te szerokie horyzonty;-) Obie sytuacje pokazują jak ważne jest emocjonalne nastawienie. I znowu trzeba podkreślić, co już powiedziałaś we wczorajszym komentarzu – ” żyj tu i teraz”. By umieć się odciąć od niepotrzebnego zamartwiania. Obsługując zniesmaczonych pogodą wczasowiczów, cieszyłaś się, że cię to wszystko nie obchodzi. Klient z nartami na samochodzie dostał kredyt i nie myślał o tym jak go spłacać, ale że za chwilę będzie szusował po zboczu. Oby nam tego pod
PolubieniePolubienie
Trochę leży w naszej naturze narzekanie. Chwalić innych to też nie bardzo:). Taki narod
PolubieniePolubienie
A może z otwarciem na świat, podróżami się to zmieni? Czego sobie i wszystkim moim pobratymcom życzę:-)
PolubieniePolubienie
Może jak się otworzymy na świat, na ludzi, na podróże to faktycznie zmieni się nasze myślenie:)). Globalizacja w końcu:))
PolubieniePolubienie
Globalizacja wśród wielu minusów ma i swoje plusy:-)
PolubieniePolubienie
Na urlopie zawsze jestem szczesliwa, usmiechnieta i wyluzowana:) Nie na urlopie-z reguly;) tez;)
PolubieniePolubienie
I oto chodzi:-)
PolubieniePolubienie