Chwasty też rośliny, pozwól im rosnąć… Woła do mnie sąsiadka z okna, gdy schylony i spocony odchwaszczam grządki. No, aż tak dobrotliwy nie jestem 🙂
Wczoraj zastanawiałem się nad pewnym konfliktem etycznym, który ktoś nosi w sobie. To wcale nie jest coś odosobnionego. Jest pewnie wielu takich ludzi.
Po tym, jak zrobimy coś złego czy nawet głupiego, męczy nas taki moralny … kac. Jak jakaś drzazga w środku, która uwiera boleśnie.
A są ludzie, którzy żyją całe lata ze swoim złem. Przykładów nie warto szukać, bo znamy je z codzienności. Wystarczy, że czytamy wiadomości..
Czy możliwe jest bycie szczęśliwym w takim przypadku? Czy człowiek się przyzwyczaja do swego „zła”? Mówimy – najważniejsze, że nie krzywdzi innych – i prawda… A co z bezustannym krzywdzeniem siebie?
I znowu przypominają mi się słowa Tonnego de Mello: Nikt poza Tobą samym nie może sprawić, byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy.
Pozdrawiam
Ceramik
Nie wiem, nie rozumiem ani tych krzywdzacych innych, ani tych, ktorzy krzywdza siebie. Mam na mysli tak swiadomie, z premedytacja, chronicznie. Sa osoby, ktore karza sie: zlym zwiazkiem, praca, ktora wykancza i powoduje bole brzucha, obzarstwem czy naduzywaniem alkoholu powodujacym kaca i niszczacym watrobe, mozna dlugo wymianiac.
PolubieniePolubienie
Może to ma ukoić ból, która ta osoba nosi w środku? Albo być czymś w rodzaju kary, jak… samookaleczenie.
PolubieniePolubienie