A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego… Łk 6, 35

Wybrać przejażdżkę na rowerze czy wieczorne nabożeństwo? Opowiadam się za tym pierwszym:-) Wydaje mi się, że moje myśli wtedy również biegną ku transcendencji. No i jeszcze  statystycznie mężczyzna co 10 minut myśli o seksie. Więc chyba lepiej na świeżym powietrzu niż w dusznym kościele:-)

Zastanawiam się ostatnio nad sensem religii. Niektórzy powiadają, że religie mobilizują nas najlepiej do etycznego życia, bo dają wykraczającą poza ramy tego świata motywację. Życie wraz z Bogiem, szczęście wieczne to niezaprzeczalnie niebywale wysoka nagroda. Przecierpieć niedostatki krótkiego życia i otrzymać w zamian taki rarytas:-) Mhmm… Coś niesamowitego. Szkopuł w tym, że jest to motywacja totalnie niesprawdzalna. Nie mamy żadnej pewności, że tak będzie. Wiara jest założeniem bez odwoływania się, bez dowodów, mało tego wydaje się również totalnie nieracjonalna. Coś jednak musi w tym być skoro kilka miliardów ludzi wierzy… Nie są przecież głupcami.

Sądzę, że szkopuł tkwi w tęsknocie, którą mamy w sobie. W tym, aby siebie samego przekraczać. Ideał w sumie nie do  ziszczenia. Na tym bazują religie.

Równie dobrze można być moralnym człowiekiem bez odwoływania się do religii. Jest to ogromnie trudne, bo motywacją jest tylko to fizyczne życie, w którym niewierzący żyje. Nic więcej. Może co prawda odwoływać się też do paradygmatu porządku społecznego, do empatii wobec ludzi, wśród których żyje. To również poważna motywacja, choć niezmiernie trudna. Już nieraz zastanawiałem się, czy ateista jest w stanie poświęcić swoje życie dla kogoś innego. Ma przecież właśnie to jedno życie. Być może są takie przypadki, choć  o takich nie słyszałem.

Jaka zatem motywacja jest bardziej wartościowa? Z tego świata czy poza tym światem:-) Nie wiem i zasłonię się tu moim agnostycyzmem. Bo tak naprawdę brak nam narzędzi, aby to sprawdzić. Najważniejsze to pozwolić ludziom żyć tak jak chcą. I szanować motywację, która skłania ich do dobra.

Ale nie ma to jak rozkoszować się przejażdżką na rowerze… wieczorową porą:-) 

Pozdrawiam 

Ceramik 

Reklama

7 myśli na temat “A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego… Łk 6, 35

  1. Czasem coś tu o swojej wierze wspominam… jest z nią coraz gorzej… 
Coś pękło. 
Z religią chyba jest tak, że trzymamy się jej tak długo, jak długo daje nam ona siłę. Wiarę w lepsze jutro. Umacnia, coś tłumaczy, daje nadzieję. Jednoczy. Tłumaczy. 

Jak trwoga, to do Boga- zwykło się mówić. 

A co jeśli wiara zostanie zachwiana? Doszukujemy się dowodów. Szukamy odpowiedzi. 

W przypadku śmierci bliskiej Ci osoby szukasz czegoś, co pomoże Tobie (uspokoi sumienie) i zmarłemu w przekraczaniu Bram Raju. Bo żeby nie trafił do piekła, żeby wydostał się z czyśćca, żeby w ogóle gdzieś trafił i nie straszył na ziemi. 

W 30 dni od śmierci wykupujesz mszę św. I zastanawiasz się, skąd się wzięło 30 dni, bo nie wszystkim pasuje. Czy może być innego dnia? Szukasz w Internecie i czytasz : W Starym Testamencie 30 dni trwał m.in. okres rytualnej nieczystości matki po 
urodzeniu dziecka. Po 30 dniach młoda szczęśliwa mama niejako „wracała do ludzi” 
- do normalnego obcowania z nimi, od najbliższej rodziny zaczynając. 
Poprzez analogię pomiędzy Starym a Nowym Testamentem: Msza św. w intencji 
Zmarłego, odprawiona 30 dni po Jego odejściu do Boga, symbolicznie zamyka okres 
najściślejszej żałoby po Nim.. 

Myślisz sobie, hmmmm. pewnie nie tak do końca, ale lepiej zamówić. 

Jeśli przyśni Ci się zmarły, myślisz sobie, że chce Ci coś powiedzieć z zaświatów. Może msza w 30 dni od śmierci nie pomogła? A w ogóle Ciebie na niej nie było, bo praca nie pozwalała przyjść do kościoła o wyznaczonej przez księdza godzinie… 

Na szczęście są msze gregoriańskie. Wpisujesz w internet i czytasz: Praktyka ta zainicjowana została w VI wieku przez papieża Grzegorza I Wielkiego, który polecił odprawianie w takiej formie Mszy świętej za zmarłego mnicha benedyktyńskiego, przy którym znaleziono pieniądze, których ze względu na ślub ubóstwa nie powinien był mieć. Zgodnie z przekazem, trzydziestego dnia ów zakonnik miał się objawić papieżowi i podziękować za okazane mu miłosierdzie, dzięki któremu opuścił czyściec. Na dodatek dopiero w 1884 r potwierdzono skuteczność. 

Potem czytasz cennik mszy. 

A potem się zastanowisz… 

A na koniec zadajesz sobie pytanie, dlaczego głęboko wierząc nie otrzymujesz pomocy z Niebios i ukojenia, żeby już tak mocno nie bolało? 

A potem? Odwiedzasz groby 1 listopada. A uczestniczysz w mszy? Wątpię, raczej odbywają się wówczas spotkania towarzyskie, bo w dniu wolnym od pracy można w stałych miejscach spotkać znajomych, którzy przyjechali z daleka. 
A w Zaduszki? Kto wie, co to za święto? Kto wie, co to w ogóle jest? 


A moje dzieci zapytały – skoro dusza trafiła do nieba, to co się stanie z kostkami i z mięskiem? 

I teraz wytłumacz, po co palisz znicze na grobie, skoro tam nikogo nie ma…


    Polubienie

    1. Nie jestem specjalistą od wiary. Wręcz odwrotnie:-) Wątpliwości nachodzą mnie ostatnio ze zwielokrotnioną siłą. 
Masz rację, religia jest ważna, dopóki jej potrzebujemy. Gdzieś przeczytałem, że każda religia jest prawdziwa dopóki żyje choć jeden w nią wierzący:-) Tysiące, miliony wierzeń przesunęło się przez historię ludzkości i odeszły w niepamięć. 
Co do Twoich rozważań… zadusznych. Wydaje mi się, że każda religia, także chrześcijaństwo potrzebuje rytuału, pewnej… teatralności. Pogrzeb, msza za zmarłego, odwiedziny na cmentarzu to pewne proste znaki, które coś tam symbolizują. Które mają wierzącego skierować ku innej rzeczywistości. Problem w tym, że w pewnym momencie ktoś zaczyna zdawać sobie sprawę z niedoskonałości tych rytuałów. Kościół katolicki próbuje się ratować pewnymi reformami. Zrezygnował z łaciny, unowocześnił liturgię, ale i tak ciągle wnikliwi obserwatorzy znajdują mnóstwo niedoskonałości. Podobnie rzecz się ma z innymi religiami i wyznaniami. 
Cóż… dla mnie religia jest pewnym nieudolnym poszukiwaniem. Jednym z wielu poszukiwań. Ale to tylko wydumania pewnego wątpiącego w średnim wieku:-)


      Polubienie

  2. „każda religia, także chrześcijaństwo potrzebuje rytuału, pewnej… teatralności… Problem w tym, że w pewnym momencie ktoś zaczyna zdawać sobie sprawę z niedoskonałości tych rytuałów. Kościół katolicki próbuje się ratować pewnymi reformami. Zrezygnował z łaciny, unowocześnił liturgię, ale i tak ciągle wnikliwi obserwatorzy znajdują mnóstwo niedoskonałości.” 
Niedoskonałość rytuałów, unowocześnienie. 
Według mnie to był błąd. Rytuał, teatralność, magia – to właśnie jest potrzebne w chwilach krytycznych, gdy nie możemy zrozumieć otaczającego nas świata i siebie. Rytuał religijny, którego nie rozumiemy, ale w którym jest pozytywny odcień – wiara, nadzieja, miłość – pozwala przenieść te pozytywne prądy na nasze aktualne doświadczenie. 
Unowocześnienie liturgii zredukowało znacznie ten magiczny wpływ. Rezultat – ludzie poddają religię logicznej analizie i odwracają się od niej. Zastępują ją innymi magiami – zakupy, diety, uroda, zdrowie, egzotyczne magie i religie.


    Polubienie

    1. „…i to był błąd.” 

I taką drogą poszedł Abp Marcel Lefebvre i jego Bractwo Piusa X. 

Ale czy tam, gdzie więcej niezrozumienia i elementu magicznego nie pojawia się zwyczajny ludzki strach? Przed nieprzewidywalnością… Wiara jest w jakiś sposób nieprzewidywalna:-) Ale liturgia, rytuał nie muszą. To mają być proste znaki, które „przenoszą” człowieka w inną rzeczywistość. Zrozumiałe gesty i słowa. 
Tak się zastanawiam. 



      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s