Abyście długo żyli na ziemi, na której jesteście wędrowcami… Jer 35, 7

Francuska piosenka. Już wspominałem, że śpiewam w lokalnym chórze. Nasz dyrygent wpadł na to, by nauczyć nas francuskiej piosenki. Problem w tym, że mało z nas zna francuski (kiedyś nie do pomyślenia:-). Najlepiej wychodzi nam trzecia zwrotka, bo… śpiewamy murmurando:-) Nie wiem, czy jakiś Francuz nas zrozumie. Ale szlifujemy uparcie:-) Liczy się jednak obecność, rozmowy, wspólne imprezy, okazje do śmiechu…

“Der Verein” po to właśnie jest… Polskie określenie “ferajna” na pewno z tego pochodzi, a słownik języka polskiego tłumaczy to tak: «grupa osób zżytych ze sobą». Czy jesteśmy z sobą zżyci? Nawet się nad tym nie zastanawiałem.

Różni ludzie śpiewają razem. Sekretarki, nauczycielki, pielęgniarki, pracownicy muzeum… Obok mnie siedzi lekarz, z drugiej strony jest inżynier pracujący w Mercedesie… Zawsze przed próbą i po niej jest okazja, żeby pogadać. Czy na tym polega “zżycie”? Wielu z nich zna się jeszcze ze szkoły, dorastali razem… Jak to w małym miasteczku…

Niestety jako cudzoziemiec jestem i pozostanę dla nich mimo wszystko kimś obcym. Są sympatyczni, przyjaźni, troskliwi, pozwalają sobie na żarty… Zawsze jednak pozostanie jakaś ściana. 

Sam wybrałem los emigranta. I nie skarże się. Ma swoje plusy i minusy. Ale chleb na obczyźnie nie jest łatwy.

Zdaję sobie sprawę, że może inaczej wygląda to w większych miastach, w mieszanych małżeństwach…

Ale na tym blogu postanowiłem być szczery. Wobec siebie i wobec tych, którzy to czytają…

Najśmieszniejsze jest to, że nigdzie już nie czuję się “u siebie”:-) Nie jest to powód do narzekania i smutku. Czasami daje mi pewien dystans… Patrzę na ten świat i nadziwić się nie mogę… Może dzięki temu nie jestem zniewolony przywiązaniem do konkretnego miejsca. Mając 19 lat, po maturze, wybyłem z domu i już nigdy do niego nie wróciłem.

Wielu mówi o sobie : “Jestem Warszawiakiem, Wrocławianinem, Stuttgartczykiem, Podhalaninem…”

A ja nie przywiązałem się do żadnego miejsca.

Jestem wędrowcem…

I nawet się z tego cieszę:-)

Pozdrawiam

Ceramik

10 myśli na temat “Abyście długo żyli na ziemi, na której jesteście wędrowcami… Jer 35, 7

  1. Wcale nie jesteś oryginalny :))) Ja nie mam nawet własnej piaskownicy… Mało tego, byłam dzisiaj na koncercie Dominica Millera („gitarzysty Stinga”) i on też się z tego śmiał. 

Bo co odpowiedzieć na pytanie „skąd jesteś?” Ja nie potrafię. 


A to, że czujesz się w towarzystwie może lekko wyobcowany, to pewnie za sprawą Twojej inteligencji. Onieśmielasz ich 🙂 



    Polubienie

    1. Zatem nie jestem sam z takim odczuciem… 🙂 Dzięki… 
Wydaje mi się, że to poszukiwanie swojego miejsca nigdy do końca się nie kończy… Norwid tak pisał w „Pielgrzymie” : 

Przecież i ja ziemi tyle mam, 
Ile jej stopa ma pokrywa, 
Dopókąd idę!… 


      Polubienie

  2. Byl taki czas, ze czulam tez te sciane i nie potrafilam okreslic, gdzie czuje sie lepiej, dokad naleze. 
Juz od dawna wiem-jestem Europejka:) Czuje sie w domu tu, gdzie jestem, a rodzinne miejsce bardzo chetnie odwiedzam i lubie tam bywac:) 
Nie czuje sie sczczegolnie”przywiazana” do jakiegos miejsca, tak czesto je zmienialam, przeprowadzalam sie, ze wiem, iz w wielu miejscach potrafilabym/potrafie sie zadomowic i wcale takiej potrzeby „przywiazania sie” nie odczuwam:) Wazne, zeby w danym momencie czuc sie dobrze, bezpiecznie i chetnie wracac do domu:) 
A co do sciany, to zniknela ona dawno, na codzien kompletnie nie odczuwam swojej „obcosci”, oczywiscie, wiadomó, ze pochodze z innego kraju, ale jest to tu tylko poruszane przy okazji urlopow i wyjazdow do polski (coraz wiecej moich znajomych, kolegow z pracy wybiera do tego nasz kraj, zupelnie niezaleznie ode mnie), jedzenia, czy zwyczajow i tradycji przy roznych okazjach (swieta itp). 
Moze dlatego, ze tu u nas faktycznie jest multi-kulti i nikogo nie dziwi nic, w nowym miejscu mamy sasiadow na naszej ulicy: Niemcow, Turkow, Polakow, Chinczykow, Wlochow, pare polsko-niemiecka (my;), rosyjsko-niemiecka, hiszpansko-niemiecka i japonsko-niemiecka:) Chyba nikogo nie pominelam:)


    Polubienie

    1. Wspomniałem we wpisie, że pewnie mieszane pary mają inaczej… Obydwoje muszą szukać kompromisu i wychodzić sobie na przeciw. Podejrzewam, że to zmienia każdą stronę, również „tubylca” :-)


      Polubienie

  3. Nie wiem Ceramiku, czy stale podróżujemy… 
Ale osobiście tęsknię za czymś swoim. A nie mam nic takiego… Moje stare miejsca zmieniły się nie do poznania. Nie ma mojego sadu. Nie ma moich pól i łąk. Nie ma starych, dobrych znajomych, bo wyprowadzili się. Powspominać stare dobre czasy możemy tylko przez media społecznościowe. Wygląda to tak, jakbym nie mogła się cofnąć, bo nie ma do czego

    Polubienie

    1.  
Może to nostalgia za czymś nieuchwytnym… Beztroską z lat dzieciństwa, młodości. A te miejsca, dlatego są takie ważne, bo się z tym łączą. Ale masz rację rację, ich już nie ma, zniknęły na zawsze. Dobrze, że mamy do czego tęsknić:-) 


      Polubienie

  4. Ale ja to miałam juz, zanim poznałam mojego męża, myślę, że tak w tym czasie, kiedy dostałam niemieckie obywatelstwo, na które sobie sama-studiami i praca tutaj zasluzylam:)


    Polubienie

    1. Tessa masz rację, miejsce musi pasować. Też miałam takie jedno mieszkanie, w którym czułam się świetnie. Ale nadal nie wiem, czy to było miejsce, czy sytuacja.


      Polubienie

    2. Nie chodzi o status, a nawet poczucie bezpieczeństwa… Bardziej o odczucie przynależności, zadomowienia… 
Tak jak napisałaś : „czuję się w domu, tu gdzie jestem”. Trochę zazdroszczę, bo we mnie ciągle niepokój… :-)


      Polubienie

  5. Myślę, że to trochę jest pieiazanr:) No i miejsce musi pasować, pierwszy raz poczułam to prawie 15 lat temu;) Tamto mieszkanie i miejsce uwielbiałam i lubię (tez odwiedzać:) do tej pory:) 
Niepokoju we mnie nie ma w ogóle, bo i po co, jeśli czujemy się dobrze i bezpiecznie w danym miejscu…a oczywiście mój wspaniały mąż to poczucie wzmacnia

    Polubienie

Dodaj komentarz