Mała Jule uczy się chodzić. Patrzę z balkonu jak wnuczka sąsiadów stawia nieporadnie swoje pierwsze kroki. Dziadek asystuje i czuwa by nic się nie stało.
Ostatnio pisałem o ochronie i poczuciu bezpieczeństwa w życiu. Czasami dobra polisa nie wystarcza:-) Pisałem o „uśmierzaniu bólu rzeczywistości”, jaki niesie z sobą religia. Dzisiaj może o bardziej realnych problemach. A mianowicie: choroba i śmierć. Najbardziej nieuniknione rzeczy pod słońcem.
„Jak trwoga to do Boga”, mówi stare przysłowie. Nie ulega wątpliwości, że w jakiś sposób ludzie wierzący mają łatwiej. Nie dość że znajdują ulgę w cierpieniu w religii właśnie, to wiara często zapewnia im siły do walki do samego końca. A sam koniec zresztą winien być przecież dla nich początkiem nowego.
W świecie istnieje tendencja, że im bardziej zlaicyzowane społeczeństwo, tym bardziej ułatwia swojemu obywatelowi eutanazję. Ciekawe nieprawdaż?
Życie promuje dzisiaj pięknych, młodych, zdrowych i bogatych (w skrócie pmzib:-) . Nawet reklamujący leki seniorzy są jakoś wyjątkowo rześcy. Jeśli coś nie wyjdzie i ten zestaw pmzib ulega zakłóceniu, staje się delikwent nieszczęśliwy. Może zbyt łatwo.
Pmzib pragnie w życiu sukcesów, pragnie być podziwiany. Nie tylko jeździć najdroższymi brykami, mieszkać w pięknym domu, ale nawet przed samym sobą ciągle udowadniać, że jest na topie.
Pmzib z biegiem czasu staje się zgorzkniały. Nic dziwnego. Pierwsze trzy elementy jego statusu ulegają przeterminowaniu 🙂 i w końcu zostaje tylko ostatni. Jeśli nie znajdzie pokoju w sobie, szczęścia z samym sobą, może się okazać, że jedyną szansę dla siebie dojrzy w skończeniu z sobą.
Nie jest powiedziane, że wszyscy wierzący są głębokimi ludźmi i są szczęśliwi sami z sobą. Tak jak i niewierzący, że skupiają się na kumulacji dóbr materialnych i nic więcej ich nie obchodzi. Ta linia podziału nie przebiega klarownie i pewnie ma więcej wyjątków niż zdajemy sobie sprawę 🙂
Kto więc łatwiej zniesie starość i chorobę? Nie ma tu jednej odpowiedzi. Wydawać by się mogło, że wierzący powinni odczuwać obecność asystującego Stwórcy. Ale oni mają z tym niejednokrotnie wielki problem, bo tak często w tym świecie deprecjonowana wiara, jest po prostu za słaba.
Podejrzewam, że wszystko toczy się bardzo indywidualnie i brak jest jednej recepty. W buddyźmie znana jest technika medytacji rzeczywistej, polegająca na wyobrażeniu sobie swojego martwego ciała. Trochę ekstremalne, nieprawdaż 🙂 Ale niesamowicie wymowne. To tak przy okazji zbliżających się Zaduszek….
Pozdrawiam
Ceramik
na szczęście w chorobie, w starości i w śmierci wszyscy ludzie są sobie równi, i ten kto myśli, ze lepiej choruje się w jednoosobowej sali szpitalnej z ekstra opieka, od tego który choruje tak samo w kilkuosobowej sali, jest po prostu głupim człowiekiem, ten kto myśli, ze niedołężnemu starcowi jest lepiej w puchach, aniżeli takiemu w średniej klasy domu spokojnej starości, nie jest tez od człowieka głupiego mądrzejszy, ze o samym umieraniu nie wspomnę, co do zbliżających się zaduszek, to piec lat temu popełniłam testament 🙂
PolubieniePolubienie
Nie popełniłem co prawda jeszcze testamentu, ale rodzina wie, co robić:-)
PolubieniePolubienie
Sie po co sie meczyc i przeciagac na sile cierpienie? Ja jestem za eutanazja, chce zyc, dopoki zycie sprawia mi radosc i przyjemnosc:)
PolubieniePolubienie
Byłoby optymalne wyłączyć cierpienie z życia… Ale to też konsekwencja przemijania. Niestety:-)
PolubieniePolubienie