Siedzieli z nim na ziemi siedem dni i siedem nocy, nikt nie wyrzekł słowa, bo widzieli ogrom jego bólu Hi 2, 13

Odbieram wieczorem córkę z pociągu. Wraca z kliniki styrana robotą. Nie przypominam sobie, by mnie ktoś odbierał z autobusu w wieku dwudziestu lat. By wieczorem dotrzeć do domu, jeszcze na przystanku ładowałem do pełna kieszenie kamieniami. Wtedy prawdziwym przekleństwem w mojej okolicy były bezdomne psy. Kiedy dzisiaj o tym myślę… Jakie to były inne czasy…

Czy Bóg też nas czasami hartuje? Bo że rozpieszcza to raczej trudno zobaczyć:-) Czasami ni stąd ni zowąd przyjdzie problem, który jeszcze wcześniej był nie do wyobrażenia. Może w ten sposób Bóg nas „wychowuje” jak roztropny ojciec…

Ludzkie historie są czasami niewiarygodne. Choroby, nieszczęścia, tragedię… Czy ktoś tam na górze puszcza olbrzymią ruletkę i na kogo wypadnie na tego bęc?

Kiedyś usłyszałem od jakiegoś znanego kaznodziei, że Bóg daje zawsze człowiekowi tylko takie brzemię, jakie jest w stanie unieść.

A co z ludźmi, którzy nie dają rady, którzy padają pod problemem? Załamują się… Nie dają rady przyjąć ciężaru nieszczęść jak Hiob. W sumie nie każdy jest Hiobem.

Ciekawy w tym przykładzie biblijnym jest cały kontekst. To szatan skłania Boga do wypróbowania Hioba. By została poddana próbie jego wierność.

Jeśli taki jest mechanizm, to nie chcę żadnych prób. Ani dla mnie, ani zwłaszcza dla moich najbliższych.

Jestem tchórzem i od razu to mówię. I nie chcę żadnych prób. Bo życie nie jest jak odganianie się kamieniami przed bezdomnymi psami. Jest o wiele okrutniejsze…

To taki mój wewnętrzny protest przeciw wielkiej ruletce:-)

Pozdrawiam

Ceramik

Reklama

16 myśli na temat “Siedzieli z nim na ziemi siedem dni i siedem nocy, nikt nie wyrzekł słowa, bo widzieli ogrom jego bólu Hi 2, 13

  1. A to mnie zadziwiłeś… Ja myślałam, że to właśnie Ciebie rozpieszcza Bóg, a ty bierzesz garściami jego dobrodziejstwa… Od jakiegoś czasu tu zaglądam, by przenieść się choć na chwilę do Twojego barwnego świata. 
Jesteś drugą osobą, zaraz po mojej siostrze, od której usłyszałam, że nie jest różowo. 
A to ciekawostka…


    Polubienie

  2. Odbierać córkę z pociągu… 
Przypomniało mi się jak nasza córka miała 8 lat i zapisaliśmy ją na zajęcia do Pałacu Młodzieży. Jechało się 20 minut autobusem, przystanek 400m od domu. 
Zawiozłem ją kilka razy i czekałem godzinę żeby odebrać po zajęciach. Wokół Pałacu Kultury było ciemno i pusto (rok 1979) , strasznie dłużyło mi się to czekanie, a w domu pieluchy do prania (syn niecałe dwa lata) i inne pożyteczne prace. 
Spytałem córki czy da radę sama dojeżdżać na zajęcia. Zgodziła się. 
Za pierwszym razem pojechała do Pałacu sama, gdy nadszedł czas powrotu, to podjechałem pod Pałac i z ukrycia obserwowałem jej zachowanie. Od wyjścia z Pałacu do przystanku było może 200m, ale bardzo nieprzyjemnie – zupełna ciemność, silny wiatr. Córka dała radę, dość długie czekanie na autobus, ale w autobusie zasnęła przed dojechaniem do celu. Po tej próbie towarzyszyłem jej w podróży. 
Istotna sprawa to odległości. 
Przez cały okres szkoły ( w Kielcach ) chodziłem wszędzie na piechotę – do szkoły, do kina, na basen, na narty. 
W Warszawie trzeba było korzystać z tramwaju czy autobusu. W Australii bez samochodu nie da rady. 
Śmieszne, zagęszczenie ludności coraz większe, a do życzliwej osoby coraz dalej.


    Polubienie

    1. Tata kontrolował:-) Mimo wszystko… 
Gdy napisałeś o chodzeniu na piechotę w Kielcach, przypomniała mi się historia mojego znajomego z Kielc właśnie. Opowiadał, że w Kielcach wszyscy właśnie dreptali na piechotę, bo nie było daleko. Więc mój znajomy przyjechał do Wrocławia z kolegami, też Kielczaninami, aby złożyć papiery na Polibudę. Wysiedli na dworcu, spojrzeli na mapę i nie zastanawiając się, ruszyli „z buta” w kierunku PL. Grunwaldzkiego. Doszli zjarani po jakieś półtora godzinie, bo to śliczny koniec maja był i patrzyli jak inni świeżutcy wysiadają z tramwajów. Doturlali się jakoś do tego dziekanatu i stanęli spoceni w kolejce. 
No bo w Kielcach, to wszędzie „z buta”, tak sobie tłumaczyli 🙂 



      Polubienie

  3. w Niemczech odbieranie dzieci jest ogólnie w modzie, nie powiem żebym tej modzie nie uległa, chociaż wkurzał mnie natłok samochodów przed szkołą, pierwsze dwa lata gimnazjum i córkę, i syna odbierałam, później sami nawet nie chcieli, ale akurat w takiej sytuacji, jak Twoja córka, odbierała bym bez nikakich 😉 

nawet nie wiesz, jak bardzo męskim w moich oczach jest przyznanie się do słabości!!! 

co do ruletki losu, to już kiedyś tu mówiłam, iż w coś takiego nie wierzę, każdy ma swoje DNA życia i losu nie uniknie … zaś próba życia zaczyna się każdego dnia :)


    Polubienie

    1. Gdy dzieci były w szkole, to je nigdy nie odbierałem, bo było stosunkowo blisko… 
Za to nasz dworzec kolejowy jest na takim zad***u, gdzie ciemno jak nie powiem gdzie i diabeł mówi dobranoc. Więc styraną robotą córcię odbieram:-) 
Przyznanie się do słabości jest bardzo „człowiecze”:-) 
Dzięki 🙂 

      To ciekawe, że teraz, gdy dziecko ma dwadzieścia lat, strach wzrasta nieproporcjonalnie dziwnie:-) 



      Polubienie

      1. podstawówkę miały prawie na tym samym podwórku, nawet przez ulice nie musiały przechodzić, ale gimnazjum córki było w innym mieście, a ze na autobus musiałaby wstawać bardzo wcześnie, bo miała go o 06:02 pod domem, wolałam ja wozić i odbierać, ale jak mowie przez pierwsze dwa lata, później mówiła, ze to obciach, jak się ja odbierało, bo przeciw wożeniu nie miała nic na przeciw ;))) 
syna gimnazjum było na drugim końcu miasta, jeździł do niego autobusem szkolnym, ale ze szkoły go odbierałam, żeby był wcześniej w domu i mowie, przez pierwsze dwa lata, do siódmej klasy poszedł już we Frankfurcie, metro miał spod domu, pod sama szkole, po pól roku jeździł na rowerze do i ze szkoły 🙂 dworzec kolejowy jest w Bad Ems, w środku miasta, za to nasze osiedle było na zadupiu, w lesie, wiec jak było trzeba, tez dzieci odbierałam 🙂 
pamiętam, ze kiedyś szłam na dworzec, a było od nas jakieś siedem kilometrów do niego, o piątej rano, gdy było jeszcze ciemno przez park i normalnie jakieś mistrzostwo świata popełniłam idąc w tych ciemnościach, a wyobraźnia pracowała na dzikich obrotach, to był mój pierwszy i ostatni raz 😀 

w wieku dwudziestu lat, to ja wyszłam za mąż po raz pierwszy, wiec bać się o mnie już nie musieli :D


        Polubienie

  4. Dlatego ja zawsze twierdzę, że nie potrzebuje ciężkich ani trudnych chwil, żeby docenić te dobre:) Te drugie mi wystarcza w zupelnosci:) 
Kiedy ja miałam 20 lat pojechałam sama do Grecji, to było zaraz po otwarciu granic, po czym zwiedziłam jej część, pracując tam przy tym w Tavernie położonej na plazy:) To było doswiadczenie:) w wieku 23-24 lat zaraz po obronie pracy magisterskiej przyjechałam sama tu do Niemiec:) Dalej miała być Anglia:) 
Mam wrazenie, że kiedyś ludzie byli szybciej dojrzali i samodzielni…


    Polubienie

  5. park jest w środku miasta i wydawał mnie się bezpieczny, ale szybko przestał ;))) 

moja Babcia mówiła, że co to jest strach, poznaje się tak na prawdę dopiero gdy się ma dzieci … i mądrze mówiła :)


    Polubienie

      1. moja Babcia była bardzo mądra i zawsze jak słucham jej rad, to dobrze na tym wychodzę, mówiła też, iż nie należny ufać małym wzrostem ludziom, bo są kłamliwi i wredni, albowiem serce im się w gównie macza, nie posłuchałam do końca i mam od ośmiu lat z hakiem karłowaty stalking na blogach :D


        Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s